
Choć zupy owocowe są znane w naszej kuchni od wieków, to wczasach PRL święciły triumfy. Najstarsze książki kulinarne podają przepisy na zupy z niemal wszystkich owoców. W wiejskich chatach dominowały jabłkowe, gruszczanki, wiśniowe czy śliwkowe. W mieszczańskich i dworach, zdecydowanie najczęściej podawano zupy poziomkowe, morelowe, cytrynowe, z owoców dzikiej róży, głogu, jagód. Tu również sposób podawania był odmienny. W eleganckich zastawach z dodatkiem pianek z białek, malutkich ptysiów, słodkimi ciastkami migdałowymi, słodką śmietanką. W chałupach był chleb, ziemniaki okraszone, czasem domowy makaron lub lane kluski.
W czasach PRL najpopularniejsze były zupy jabłkowe (jabłczanka z Fajsławic), wiśniowe, truskawkowe (Mazowsze), czereśniowe (barszcz czereśniowy z Poniatowej), gruszkowe (gruszczanka z okolic Łowicza), śliwkowe (pamuły z Podkarpacia). Podawane z makaronem, lanymi kluskami, okraszonymi ziemniakami. Gotowane na wodzie, ale również na mleku. Przyznam, że była to zmora moich wakacji w dzieciństwie. Moje wspaniałe wakacje u rodziny na Lubelszczyźnie, obfitowały w jabcunki i wiśniunki. Podawane z ziemniakami okraszonymi skwarkami. Koszmar, któremu się nie poddałem i nie konsumowałem ich. Samo połączenie owoców z wodą i ziemniakami, był dla mnie niepojęty. Musiały minąć lata, bym przekonał się do tych zup. Owocowe polewki były klasyką w przedszkolnych i szkolnych stołówkach. Nawet bary mleczne poddały się modzie i pamiętam zupę truskawkową z makaronem kolanka w warszawskich barach. Takie propozycje były szybkie do zrobienia i oczywiście tanie. Pojawiały się w okresie letnim, kiedy najwięcej było owoców. Gdy w tamtym roku umieściłem przepis na zupę wiśniową z ziemniakami, na FB wybuchła prawdziwa wojna. Zwolennicy i przeciwnicy wręcz wyzywali się. Nigdy nie musiałem aż tylu komentarzy kasować i blokować komentujących. To tylko pokazuje, że zupy owocowe do dziś wzbudzają skrajne emocje, choć nie powinny aż takie. A, Wy jakie lubicie zupy owocowe i w jaki sposób podawane?







