Już wiem, że podróże po Polsce, wzbogaciły mnie w odkrycie wielu wspaniałych potraw i również ludzi. Mój pobyt w Beskidzie Śląskim, jest tego przykładem. Poznałem tradycje ludowe i kulinarne tego regionu. Odwiedzałem skanseny i inne ciekawe miejsca. Wielu potraw nie próbowałem, ale nie zniechęciło mnie to, i próbuje je odtwarzać w wersjach wegańskich.
Jednym z takich miejsc, był Cieszyn. Przepiękne miasto. Zdecydowanie górujące nad tym czeskim. Odnowione kamienice, wspaniały rynek, widowiskowy browar. Wszędzie można było spotkać tradycyjne i regionalne potrawy. Sławne kanapki cieszyńskie, kołocze i inne dania. Jednymi z tradycyjnych potraw, a raczej słodkości, są cieszyńskie drobne ciasteczka. Wypiekane przez gospodynie na Boże Narodzenie, Wielkanoc i inne uroczystości. Gospodynie prześcigają się w kształtach i smakach. Potrafią zrobić nawet do 30 różnych rodzajów. Co roku powstają nowe. Jest jednak kilka takich, które są wypiekane od ponad stuleci. Właśnie te będę Wam sukcesywnie przedstawiał na blogu.
Od kiedy są wypiekane? Ze źródeł historycznych wiemy, że zaczęto je wytwarzać od XVIII wieku, kiedy ziemie przeszły pod panowanie Habsburgów. Ciasteczka pieczono a około 2 tygodnie przed świętami. Do ich wyrobu używano masła, jaj, cukru, bakalii, orzechów, migdałów czy nawet kokosu. Kształty przeróżne: księżyce, rogaliki, ule, kwiatki, gwiazdki czy grzybki. Cechą charakterystyczną ciastek, jest ich kruchość. Jedne z najbardziej charakterystycznych to amoniaczki, margaryniocki, anyżówki, zozworki, kulki ponczowe. Często wieszano je na choince, obok innych ozdób.
Jako pierwsze, będą ule. To bezglutenowe ciasteczka orzechowe. Robione w specjalnych foremkach, o kształcie ula. Foremki możecie kupić w sklepach internetowych. Ja kupiłem swoje oczywiście w Cieszynie. Do połączenia składników używa się białka kurzego. Ja zastosowałem mielony len z wodą. Ciasteczka nadziewa się różnymi kremami. Waniliowymi, adwokatowym itp. Ja swoje nadziałem ucieraną żurawią. Do zaklejenia otworu, używa się okrągłych wafelków, a najlepiej śląskich oblatów. Ciasteczka nie są pieczone, a ich smak jest niesamowity. Rozpoczynamy maraton ciasteczek cieszyńskich. Do świąt będą wszystkie na blogu
SKŁADNIKI:
– 1 szklanka orzechów włoskich
– 1 szklanka orzechów laskowych
– 2 łyżki mielonego lnu + 6 łyżek wody
– 1 szklanka wiórków kokosowych
– 1 szklanka dowolnego cukru pudru
– cienkie wafelki lub wegańskie oblaty śląskie
– coś do nadziania: dowolny dżem, krem waniliowy itp.
WYKONANIE:
– do lnu dodać ciepłą wodę, wymieszać i odstawić na 15 minut
– orzechy i wiórki zmielić na malakserem na bardzo drobne okruszki
– połączyć w misce mielone orzechy, wiórki, len i cukier. Wymieszać i ugnieść masę. Powinna być plastyczna i lekko wilgotna. Utoczyć z masy kulki, wielkości małego orzecha włoskiego. Odstawić na 10 minut
– masą nadziewać foremki ULE, a następnie wyjmować z nich ukształtowaną masę. Odstawić na godzinę do lodówki
– w dnie ula zrobić otwór (uważać, by nie uszkodzić ciasteczka), następnie za pomocą np. rękawa cukierniczego wtłoczyć nadzienie do środka. Zamknąć krążkiem z wafelka lub oblata
– przechowywać w lodówce
Jako Cieszynianka z urodzenia mam przepisy po babci i prababci na te ciasteczka i obowiązkowo piekę je na Święta. Jednak bardzo podoba mi się wegańska wersja uli. Koniecznie spróbuję Twojego przepisu. Pozdrawiam
ule są fantastyczne, cieszyńskie ciasteczka są najlepsze ,a teraz będę miała kolekcje wegańskich, dziękuję